Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 031.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

znak aby ją zamknięto i pokląkłszy przed ołtarzem, krokiem poważnym, wiodąc za sobą duchowieństwo, nazad do zakrystyi powrócił.
Dokonało się co zapowiedzianém było.
Obrzęd ten byłby może zgromadzonemu ludowi niezrozumiałym pozostał, gdyby dwaj klerycy postawieni u wnijścia do kruchty, przy kropielnicy i przeciwległym filarze, słowo po słowie nie wykładali znaczenia każdego powolnie wymówionego wyrazu. Zaledwie znikł biskup, gdy płacze jęki i krzyki boleści a strachu rozległy się wpośród tłumu. Trwoga padła na wszystkich. Jedni rzucili się chcąc uciekać z kościoła, drudzy szlochając padali na kolana i kładli się na ziemię krzyżem...
Zdało się im, że z królem całe państwo wyklęte zostało, że jak burza klątwa zamąci kraj i zniszczy go a w popiół i zgliszcza obróci.
Dzwon jeszcze ciągle pogrzebowym swym odzywał się głosem.
Krzyki i płacz, które się z kościoła słyszeć dawały, zaczęły u drzwi jego ściągać przechodniów, mieszczan, ziemian, lud prosty...
Od bliższych kościoła miejsc i domostw straszna nowina niosąca trwogę niewysłowioną jak pożar szła szerząc się coraz daléj.
Z ust do ust lud podawał sobie.
— Król został wyklęty!!...
Niemamy króla...