Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 032.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrazy te, których znaczenie i skutek dla większéj części gminu obce były, zamykały w sobie tajemnicę pełną groźb, siłę jakąś któréj nikt rozmierzyć nie umiał, co ją tém straszniejszą czyniło.
Niektórzy rozpowiadali płacząc iż siła klątwy ciężyła nie tylko nad winowajcy głową, ale nad wszystkiemi ziemianami jego, wszystkiém co z nim w jakimkolwiek było związku, co go dotykało, co mu służyło, co go słuchało. — Każda piędź ziemi jego stopą dotknięta, przeklętą być miała z nim razem...
Zajałowieć miały pola, pomór wszystkie żywe wybić istoty, studnie wyschnąć, rzeki z brzegów wyjść miały i zalać osady, ogień paść z niebios, ziemia otworzyć wnętrzności swe dla pożarcia wyklętych...
Mdlały niewiasty tuląc do piersi niemowlęta; ludzie twarzą na ziemię padali i z płaczu ryczeli taką trwogą dnia ostatecznego brzmiała dla ludu ta klątwa niesiona po grodzie, przedmieściach i sąsiednich siołach. Jęcząc i płacząc podawali ją sobie rozbiegli na gościńcach ludzie. Tłumy gromadziły się coraz większe, mimo ciemności, oblegając kościół i mieszkanie biskupa; kładli się strwożeni na stopniach zamkniętéj świątyni szukając przytułku, łkając i zawodząc jękami.
Nikt nie śmiał wnijść do domostwa aby dach nie padł mu na głowę, oglądano się z trwogą na niebiosa czarne, w którego głębinach spokojnie,