Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 039.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dni powszednich, ani słowa o wczorajszém wzburzeniu i trwodze.
Wczorajszego dnia wracając król w drodze dał rozporządzenie na nowe łowy w okolicy; powtórzył je teraz, nakazując by natychmiast wszystko było w pogotowiu do ciągnięcia w lasy.
Brat Władysław jechać miał z nim razem — wysłano po konie, sokolników i psiarzy. — Borzywój poszedł do izb, w których Władysław stał gospodą, lecz mieszkanie znalazł puste, książe ze dworem całym, nocą jeszcze ujechał po cichu.
Nieśmiano nawet o tém zwiastować królowi — zobaczywszy Borzywoja powracającego niemo, domyślił się może i nie zapytał go raz wtóry. — Na wychodném tylko sam jeszcze zboczył ku komorom książęcym, drzwi rozwarł, zajrzał w pustkę, w któréj tylko rozrzucone leżały posłania, uśmiechnął się dziko i słowa nie mówiąc, poszedł ku koniom, które nań w podwórzu czekały. Był nie swój — drżeli wszyscy — śmiejąc się zagadywał do drużyny, hałaśliwie, krzycząco kilka razy na głos się odezwał wydając rozkazy — oczyma powiódł po zamku, który i teraz wydawał się straszliwie pustym i oniemiałym — konia spiął i pierwszy puścił się drogą z zamku wiodącą ku Wiśle. Miano się przeprawiać przez nią i puścić w lasy sąsiednie.