Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wam co do mojéj kłótni z tym klechą? co wam do kościelnéj sprawy! Wasza powinność ziemiańska nie klesza! — Słyszycie!
Leliwa znowu pomilczawszy, rzekł poważnie.
— Myśmy nie poganie, chrzest święty przyjęliśmy, a na nim posłuszeństwo kościołowi przysięgali.
— A mnieście to posłuszeństwa niewinni?
— Kto pod klątwą kościelną jest, odezwał się Leliwa, ten rozkazować niema prawa.
Rzekł to z zimną krwią i powagą wielką, przeciw któréj król nie miał co postawić oprócz śmiechu swojego, ale oczy mu pobłyskiwały jak u zwierzęcia dzikiego, i trzymał się za pas u miecza, jakby go chciał dobywać.
— Precz! Won mi z oczów, chcecieli łby mieć całe! wrzasnął won — klecha za siebie i za was zapłaci, bo on was głupich wiedzie do nieposłuchu — precz!
Ręką wskazał w stronę.
Leliwa, Kruk i Brzechwa zwolna poczęli konie zawracać i ani głowami nie kiwnąwszy, odjechali nie oglądając się na niego. Król jak stał w miejscu pozostał chwilę jeszcze, oczyma ich ścigając, potém konia spiąwszy, w czwał ruszył daléj, a cały dwór puścił się téż i gnał za nim pędem.
Pomijając ziemian Boleszczyce podnieśli tylko ręce groźno, ukazali im pięście, a niektórzy