Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 046.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ojciec Otton siedział na zamku odosobniony, msze o świcie po cichu odprawiał w kościele, godzin kilka trawił przy małym Mieszku, zresztą z duchowieństwem nawet nie częste stosunki miewał. — Biskupa widywał tylko zdala, znał go mało i nie narzucał mu się wcale.
Szukano teraz O. Ottona po całym dworze, długo znaleźć go niemogąc. Izba jego nie zamknięta, nie była jeszcze opróżnioną; stały w niéj złocone deski na których malował, skorupki z farbami i pęzle, leżały porozkładane pargaminy i księgi, nic nie zwiastowało ażeby się już wyniósł z zamku na zawsze. Naostatek, powracającego z miasta, wylękłego i bladego, schwycił na drodze królowéj posłaniec i prosił go usilnie, ażeby natychmiast szedł z nim do pani.
Staruszek, mało mówny zawsze, zawahał się zrazu, powzdychał, zdał się niepewnym co czynić ma, obejrzał się trwożliwie do koła, w ostatku leniwym krokiem pójść musiał za przewodnikiem, chociaż widać było, iż niewielką do tego miał ochotę.
Ujrzawszy go na progu królowa młodsza porwała się z siedzenia biegnąc przeciwko niemu. Mieszko, który się do staruszka przywiązał wielce, poskoczył także wyciągając rączki. Objął go niemi, uśmiechając się i radując mu się wielce. Lice O. Ottona rozchmurzyło się trochę, zapłakał głaszcząc go po główce jasnéj i przytulił ku sobie.