Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Królowa stała długo zwiesiwszy głowę, spuściwszy ręce złamane.
— A! ja! ja! — rzekła upokorzona — cóż ja mogę, jam niewolnica i sługa choć małżonka. Mnie pan mój nie rad słuchał nigdy, a dziś, dziśby mnie popchnął nogą. Nie jestto niewiasty dzieło...
Ojcze! ojcze! — radźcie mi inaczéj, radźcie i duszy mojéj i dziecku jedynemu.
O. Otton którego głos królowéj przejmował, któremu żal było jéj i dziecka niewinnego, namyślać się począł — i nierychło odezwał nieśmiało.
— Jam téż mnich, a w kościele Bożym sługa mizerny — modlić się umiem i słuchać — na radę mi doświadczenia zbywa.
Wiem że ja co czynić? Chyba jedno, dziecię zabrawszy, z niém uchodzić do rodziny swéj na Ruś, opuścić króla, aby duszy nie gubić i niewinnego syna ocalić.
Królowa usłyszawszy to wielkim głosem, przerażona krzyknęła.
— Ja! jabym go opuścić miała, teraz właśnie gdy nieszczęśliwym jest? ja? — A! nie! — nigdy ojcze mój! Bóg na niebie miłosierniejszym jest od biskupa, Bóg żonie i służebnicy niepoczyta za grzech iż pozostała wierną ślubom swoim...
Ja — opuścić go! — a dziecko niewinne możeż zgrzeszyć że przy ojcu pozostanie? — Ja z nim rozstać się téż niemogę.