Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 062.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

samopas, szedł do dworca, do ziemian, stawał przed nimi, wywoływał słów kilka gorących i po chwili nie spocząwszy, siadał znowu na szkapę, jechał daléj.
Stary Odolaj chodził z Okiem i Hyżem po swém podwórcu w Jakuszowicach, gdy do wrót ten gość odarty zastukał.
A Oko mówiło panu.
— Człek jakiś na mizernéj szkapie — obdarty, bez szłyka, w sukmanie prostéj, zdyszany. — Dobija się na gwałt, posłany być musi chyba od kogoś.
Hyż patrzał dziko ku wrotom.
— Niech go puszczą — rzekł Odolaj.
Otwarto jezdźcowi, który z konia zaraz zeskoczył. Nim Hyż, który już gotował się biedz, mógł się rzucić na niego, odwołał go stary i przy nogach leżeć kazał, a pies legł mrucząc posłuszny.
Zbliżał się ów dziwny poseł, daleko śmieléj niż na jego odzież i stan przystało. Suknie miał wyrobnika — a postawę pańską.
Odolaj posłyszawszy kroki zbliżające się, zawołał.
— Cóś zacz.? — Mów.
— Mścisław z Bużenina — rzekł przybyły śmiało, ten któremu król niepoczciwie żonę wziął, któremu dom zesromocił, łoże pokalał, którego uwięził i na urągowisko puścił.