Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 063.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mścisław jestem, ten do którego krzywdy, z innemi i twoje wnuczki i prawnuczki przyłożyli się, służąc swojemu panu nie jak rycerze, ale jak podłe niewolniki. — Mścisław jestem który nawołuje do zemsty, do sprawiedliwości. Biskup na króla rzucił klątwę, przeklęty kto z nim, kto mu służy, kto pomaga, kto się o niego ociera. — Twoi z nim przeklęci, ród twój, krew twoja...
Stary słuchał ślepemi oczyma patrzeć się zdając na wściekłego i dyszącego gniewem człowieka, któremu wargi wyschłe popękały od gorączki i krwią płynęły, oczy krwią zachodziły, a lice było żółte i czarne.
— Nie blużń, ty, poganie jakiś! — krzyknął gniewnie stary — nie bluzgaj, plugawcze! — Ojcem twym i dziadem mógłbym być, a lat i włosów moich nie szanujesz — zbóju jakiś! — Dla jednéj niewiasty twojéj, coś jéj trzymać nie umiał, ma się całe królestwo obrócić w perzynę!
— A! — niech się w perzynę i zgliszcze obróci — krzyknął nie zmięszany Mścisław — niech wszystko przepada! — On i królestwo jego i wy wszyscy jego wspólnicy.
— Wściekły wilku nie człecze! — Począł w gniewie stary Odolaj. — Któż ci to mówił że my jego wspólnikami jesteśmy!
I nogą a kijem począł bić o ziemię, trzęsąc się cały. Pies podniósł się, zęby wywarł i uja-