Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chwycił i gryźć ją począł ze złości. Stary wcale mu téj zabawki nie wzbraniał.
Oko stojąc przy starcu, śmiał się po cichu ze psa i ruchami rąk jeszcze go podszczuwał.
W tém Odolaj się odezwał.
— Oko, skocz mi duchem po Kota, a sam usiadł na wałach i pies zmęczony przyszedł mu się u nóg położyć.
Biegiem poleciało chłopię i natychmiast przywiodło z sobą parobka, który do pana się zbliżywszy do nóg mu się pokłonił.
— Jest Kot? — Zawołał stary. Konia mi weź zaraz i leć do Krakowa, — moich znasz co tam są?
— Znam, panie.
— Pierwszemu którego spotkasz powiedz że Odolaj dziad przykazuje mu, aby natychmiast konia wziął, niezważając na nic do Jakuszowic się stawił.
Ledwie to rzekł, Kot już był na powrót w szopie, sukna kawał na konia rzucił, pędził we wrota i zniknął.
Odolaj tego dnia nie przysiadł ani spoczął, nogami staremi całe swe zamczysko schodził w koło sto razy, a co się położył ze znużenia, to zrywał natychmiast jakby go co piekło i gnał znowu.
Tyta widząc że ojciec się zamęcza, przyszła do niego z prośbą, aby wypoczął trochę, ofuknął na nią stary.