Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dużo, poleje! — Macie wy siłę, ma król téż swoich. — Wy sprowadzicie Czechów, on Rusinów i Węgrów. Będzie to co było za Kaźmirza, gdyście wy wygnali precz z kraju pana, a potémeście na kolanach prosić go musieli, aby do was powrócił. — Za to was pan nasz miłować ma żeście jego rodzica wyganiali? — A kto to uczynił jak nie wy? Dziś jego precz chcecie wyżenąć, aby wam z biskupami panowanie zostało!
Próbujcie! — Król pewno nie pójdzie jak Kaźmirz po dobréj woli.
Kaźmirz król inny był, wygnać go łacniej było. Na Bolesława choćby i klątwa padła — twardy pan nasz, nie zgniecie go.
Ludu przy nim zostanie dosyć, aby na obronę przeciw wam stało..
Wy naszym głowom grozicie, niewiem co z waszemi będzie.
Leliwa słuchał nie przerywając.
— A no! — a no! rzekł — lepiéj nam z księżmi i klechami, niż pod jego rózgą na równi z chłopy i niewolnikami.
Wszystkim się już od téj mowy swarliwéj twarze paliły. Mówić nie było co więcéj, chyba łajać i bezcześcić, a odgrażać.
Dobrogost spojrzał po nich, zawrócił się i zwolna szedł ku drzwiom precz. Zwrócił się ku Odolajowi.
— Głową ojcu panu! — odezwał się.
— Ja was znać niechcę! — krzyknął stary.