Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ło ich jest? — A co jest ich to moje! To ziemiaństwo nowe, i rycerstwo... Ja innego nie potrzebuję.
Słuchajno jak ta sroka skrzeczy? — to gęba tego tłumu. Co on myśli na trzeźwo, ten po pijanemu wygaduje... Niebójcie się, rycerstwo i ziemianie nie zrobią mi nic. Gdy zechcę a skinę gniazda ich zrównam z ziemią.
Gdy król mówił, patrzali nań Boleszczyce, jakoś niedowierzająco i prawie litościwie, aż Borzywój do nóg mu się skłonił, i rzekł.
— Królu panie nasz. — Lud ten do krzyku i wrzawy dobry jest — a do roboty on licha wart! Czy my go nie znamy! — Aby się napił, a najadł, a dobrze mu było, tak samo jutro ziemianom krzyczeć będzie, jak dziś Tobie. — Spłoszy się to łacno jak zające, choć pokrzykuje a odgraża się, gromada duża a pociecha z niéj nie wielka. Dziesięciu zbrojnych a mężnych skoczy na nich i tysiąc tego robactwa rozpędzi i zmiażdży.
Król słuchał cierpliwie, odważył się przeto Borzywój wypowiedzieć co na sercu miał, i ciągnął daléj.
— Miłościwy panie, darujcie mi mowę moją. Nam kędyś po posiłki słać potrzeba, niepodołamy im.
Małeż to wojsko jest któremu biskup dowodzi co po wszém świecie rozsiane, jednego wodza słucha? — Kędy kościół i parafija, wszędzie u niego