Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieprawda — ty!
— Nieprawda! jam nie tknął.
Poczęli się kłócić z sobą bracia.
— A zkądże u ciebie krew na rękach?
I słychać już nie było co mówili, bo razem poczęli krzyczeć, przypadając ku sobie.
Krysta w rozpaczy powtarzała ciągle jedno:
— Idźcie ztąd, wy, zbójcy! idźcie ztąd.
Aż Borzywój porzuciwszy kłótnię z bratem, zawołał na nią:
— Cóż i króla przepędzisz gdy przyjdzie? — Toć nie my go zabili, ale on.
— Kłamiesz! zbójco! — wy nie on! płacząc wołała Krysta — idźcie ztąd!..
Uparty krzyk kobiety wygnał ich nareście za drzwi; natychmiast oszalała ze strachu Krysta pobiegła za niemi i zasuwę zaparła, a sama się na ławę płakać rzuciła.
U drzwi jéj, jakby niewiedzieli co robić z sobą, stanęli oba Boleszczyce, patrząc jeden na drugiego. Nie mówili nic, wzajem tylko pokazywali plamy krwi na sobie. Z przedsienia słychać było gwar wielki na mieście... W tém od królewskiego dworca, krzyk donośny się rozległ:
— Tu bywaj!
Pobiegli natychmiast wyścigając się, był to głos króla.
Bolesław stał u wnijścia, blady, lecz już ostygły i przytomny. Ręce obie w boki wparłszy,