Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 117.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zostali, wybrał Bolesław najwierniejszych sobie, najzręczniejszych i najśmielszych, kazał im dać odzież i uzbrojenie po którémby ich nie poznano łatwo i wyprawił z zamku, polecając aby lud zbrojny, między pospólstwem dla niego ściągali.
Nie łatwą to było sprawą teraz, lecz Bolesław jeszcze na wielu rachował po powiatach, których niegdyś obficie opatrzył majętnościami i wszelkiém mieniem.
Tymczasem bezczynność ziemian pod zamkiem stojących, dodawała otuchy, iż się posiłków król doczeka. Znikąd ich jednak widać nie było.
Jednego z pierwszych wieczorów po dokonaném morderstwie, gdy ochłonął nieco Bolesław, przypomniał sobie opuszczoną Krystę, i poszedł do jéj dworca. Dziwiło go iż się do niego przez sługi nie odzywała jak dawniéj.
Drzwi znalazł stojące otworem, nieład jakiś w mieszkaniu, dziewczęta z włosami porozplatanemi, w bieliźnie jednéj, siedziały na ziemi, jedne płacząc, drugie jakby snem znużone.
Oczyma zdumiałemi popatrzył król do koła — Krysty nigdzie widać nie było.
Gniewnie potrącił nogą leżącą na ziemi Ciarkę.
— Gdzie wasza pani? — zakrzyczał.
Dziewczęta płakać i jęczeć nieodpowiadając zaczęły.
— Gdzie ona jest? zagrzmiał powtórnie głosem groźnym, podnosząc rękę jak do bicia.