Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Krysta przerażona widokiem jego drżała ciągle i płakała — rękami odpychała go, a usta ciągle powtarzały jedno: krew!
Nierychło przekonał się Mścisław iż widok jego tak ją trwożył iż jéj zmysły odbierał. Musiał się odsunąć nareście i powierzyć opiece obcéj, aby nowych omdleń i krzyku nie być przyczyną. Niemogła nań patrzeć i zakrywała oczy... Z gromady ludzi których miał z sobą, wysłał natychmiast dwu do miasta, aby mu wóz i starą jaką niewiastę do dozoru nieszczęśliwéj sprowadzono. Do domu posyłać za tém, zbyt było daleko. Sam zdala został czekając na straży; osłoniwszy leżącą na ziemi z zakrytemi oczyma. Mścisław, który przeciw króla ziemian pobudzał, jechał razem z innemi, łączyć się z Krukiem i Leliwą; jechał wrąc zemstą i jątrząc drugich a nagląc do napaści. Lecz teraz, co mu był król, wojna, zemsta, gdy Krystę odzyskał! — O wszystkiém zapomniał. Ludzi swych odprawił do obozu, sam pozostał.
Pod noc już, nierychło nadciągnął wóz i znajoma mieszczka, babka z Krakowa, która nieraz w Bużeninie bywała, bo ją za lekarkę miano. Właśnie znużona płaczem i głodem może Krysta, usnęła była leżąc na ziemi. Zwolna podniesiono ją i położono na wozie, a gdy zbudzona otworzyła oczy, ujrzała nad sobą nie już strasznego