Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dnych, psów myśliwskich i sokołów. Na wozach płachtami poosłaniane jechały zawodząc niewiasty, dzieci, chorzy...
Ani się obejrzał król opuszczając zamczysko, oczyma dumnemi mierzył przed się. — U boku jego powiewała chorągiew, niesiono miecze, szli z rogami ci, co ludziom niemi rozkazy dawać mieli.
Gromadka wiernych Boleszczyców, z dobytemi mieczami stąpała w ślad za panem. I oni także rodziny, domy, ziemię swą, wszystko rzucali, dochowując ślubowanéj wiary, wiedząc że albo głowy za nią dać będą musieli, lub długie lata cierpieć na wygnaniu wśród obcych i w poniewierce. Na twarzach z bolem widać było żelazne męztwo złączone.
Drgnął czasem który słysząc za sobą płacz niewiast i kwilenie dzieci, i wnet się krzepił aby sercu nie dać mięknąć. — Gdy wszystko to wyciągnęło z podwórców, zamek pozostał pustym; kilku ludzi z Dobrogniewą, a u bramy jeden starzec powietrzem tknięty, co sobą nie władał, zostali załogą.
Orszak wysunął się za wrota, które otworem rzucono, i postępował poważnie wyciągając się powoli. U podnóża góry przez ściśnięte tłumy ziemian zdało się trudném przerznąć, nie dobywając oręża. Spojrzeli po sobie ludzie, ażali ich