Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mi tu zdechnąć ze psami. Zaszedłem na puszczę, aby ludzkie oko mojéj śmierci i szatanów co po duszę przyjdą nie widziało... Idź bo zabiję! Dwu klechów czy jeden, nie zaważy więcéj...
To mówiąc Bolesław, wziął powoli za miecz, dobył go na wpół z pochew i przypatrywać mu się zaczął.
— Ten sam — rzekł cicho — ciąłem go w czaszkę! Kość pękła, tak mocno gniew rękę pędził. Nigdy tyle krwi w jednym nie było człowieku... nigdy! lała się strumieniami — oblała mnie — ich... próg, kościół, popłynęła strumieniem do Wisły... Rzeka potém stała czerwoną rok cały! Tyle krwi? w jednym człowieku!
Zadumał się król, i począł nieco spokojniéj.
— Klecho? prawda to? musisz wiedzieć? prawda że mi dadzą straszną pokutę? straszniejszą niż cesarzowi, który nie ubił żadnego mnicha... Boso, z powrozem na szyi, od kościoła do kościoła przez cały świat iść, w koszuli jednéj, podpasanemu stryczkiem... obrzuconemu błotem, oplwanemu przez gmin... smaganemu przez oprawców?? prawda to!
O. Otton zamyślony patrzał nań.
— A! gdyby nawet taką była pokuta — rzekł — a po niéj otwarło się niebo jasne, i Chrystus z krzyża schodząc otworzył ci ramiona, aby grzesznika do piersi przycisnąć? Gdyby krwawym