Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 178.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żeby go do większéj pobudzić złości. Milczeć trzeba było i cierpieć.
Zdało się czasami, nocą zwłaszcza jakby rozum postradał, bośmy sypiając u drzwi słyszeli, jak sam z sobą mówił i krzyczał, iż strach brał. Odzywał się jakby przed sobą Biskupa widział stojącego, to wołał Krysty, to innych pomarłych i pobitych — potém się śmiał, głową o ścianę tłukł, psy swe mordował, a potém gdy nazajutrz wstał, znów rozum miał, tylko milczał i patrzał okrutnie, aż krew w żyłach zastygała.
Posyłał raz w raz to na Ruś, to do Polski, od jednych posiłków żądając, a w domu chcąc do siebie rycerstwo przeciągnąć. Rusini ani myśleli ruszyć za niego, chyba dla siebie, a rycerstwo znać go i nas nie chciało. Tylko kto tam poszedł, każdy się wstydu napił i z ciężkiém sercem powracał...
Jak się dowiedział że do księcia Władysława posłano, aby po nim koronę wziął, zaraz do niego wyprawił, aby się nie ważył jéj tknąć — bo ją życiem przypłaci. Książę też i tak obawiał się — i uchodził, krył się aby go nie kuszono.
Namówić go chcieliśmy aby syna z królową posłał, któremuby stryj za opiekuna mógł służyć ale za to omal mówiącego nie zabił, twierdząc się panem, i zapowiadając że nazad mścić się powróci.
— Cóż się z nim stało? zapytał O. Augustyn.