Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.



Wieczór był letni, skwarnego dnia, który zwykł burzę poprzedzać, nie było czém tchnąć, tak cisnęło brzemienne piorunami powietrze. Najmniejszy wietrzyk nie poruszał liści na starych drzewach, które wały Jakuszowickiego zamczyska porastały. Cisza smutna panowała dokoła, tém dziwniejsza, iż mnogiego ludu tłumy zalegały wały, podwórce, nawet gościniec prowadzący od zamku do maleńkiego kościółka drewnianego, który stał u stóp jego. Od niepamiętnych czasów takiego napływu ludzi nie widziano na spokojnym gródku Odolajowym. A był to lud po większéj części rycerski, ziemianie i żołnierze, wszystkie plemie Jastrzębców, i ich powinowatych. Ani szczupła izbica, ni szopy, ni podwórce tego natłoku gości pomieścić nie mogły, stali więc, siedzieli, leżeli na wałach i na