Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 204.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Odolaja przy skonaniu po chrześciańsku na śmierć przygotowywał i wracał właśnie ze swego kościółka, gdy w izbicy sąd na Boleszczyców zasiadł. Stał za progiem przez cały czas, zakryty przez innych, a teraz, gdy ostatnie słowa usłyszał, rozgarnąwszy stojących, wcisnął się do środka.
— O nieboszczyka Odolaja wolę chodzi? — rzekł cichym głosem.
Jaromierz wtrącił:
— Tak jest, bo wyraźna była i po stokroć nam wszystkim powtórzoną, iż tych, co z wyklętym królem trzymali znać nie chce i w rodzie ich cierpieć.
— Tak było — odezwał się głosem łagodnym duchowny, lecz mogę wam kapłańskiém słowem ręczyć, iż na łożu śmierci przebaczył im, jak przebaczył wszystkim, co mu zawinili. Spowiadałem go i nie byłbym mógł rozgrzeszyć inaczéj. Rzekł mi osłabłym już głosem:
— Żywbym im nie darował nieposłuszeństwa, gdy każecie, muszę...
Zamilkli wszyscy.
Jaromierz syknął niechętnie. Mszczuj się zatrzymał. Stryjowie się wahali chwilę i pomiędzy sobą szeptali. Toczył się spór widocznie, który słowo duchownego przeważyło na Boleszczyców stronę.
— Jeżeli stary przebaczył — odezwał się Jaromierz choć niechętnie — Bóg z wami! Stoję