Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nas tutaj: o królu, o dworze nie wiedzielibyśmy nawet, gdyby nas tu nie doszła wrzawa łowiecka.
I wyrazy i sposób w jaki je wymawiał stojący przed nim, uderzyły Brühla. Człowiek to był z innego jakiegoś świata.
— Pozwolisz pan — dodał spokojnie student — iż jako zapewne władzę tu jakąś mającemu, zamelduję osobistość moję. Jestem Mikołaj Ludwik hrabia i pan na Zinzendorfie i Pottendorfie, a w téj chwili studiosus, szukający źródła mądrości i światła, zbłąkany na manowcach świata wędrowiec.
Skłonił się.
Usłyszawszy nazwisko, Brühl popatrzył uważniéj. Światło wieczora i lekki blask księżyca wschodzącego opromieniły piękną twarz mówiącego.
Stali przez chwilę niemi, jak gdyby oba nie wiedzieli jakim do siebie mówić językiem.
— Ja jestem Henryk Brühl, paź do osoby J. K. Mości przywiązany.
Skłonił się lekko.
Zinzendorf zmierzył go oczyma.
— A! bardzo mi was żal! — westchnął.
— Jakto żal? dlaczego? — zapytał zdumiony paź.
— Dlatego że dworactwo to niewola, że paziostwo to służba i chociaż szanuję pana naszego, miléj mi sercem i duszą poświęcać się czci i służbie Pana na niebiosach, Pana nad pany, a miłością zatapiać w Jezusie Chrystusie Zbawicielu. Właśnie pan znalazł tu nas na cichéj modlitwie, gdyśmy myślami usiłowali zjednoczyć się z Panem naszym, który nas krwią swą odkupił.
Brühl tak był zdziwiony, że krok odstąpił jakby się obłąkanego uląkł w młodzieńcu, który z wielką słodyczą, ale bardzo patetycznie wymówił te wyrazy.