Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 040.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aniele mój! — zawołał Pauli otwierając oczy — i o tém pamiętałeś. Ale nuż mnie to ziele upoi gorzéj jeszcze. Co mówisz?
— Otrzeźwi! — przerwał paź podając fajkę.
— Jak się tu oprzéć pokusie! daj! daj! Co się ma stać niech się stanie.
Może pocztylion kark skręci i depesze nie nadejdą. Nie życzę mu złego, lecz gdyby go nadwichnął?
Poczęli się śmiać.
Radzca chciwie dym ciągnął.
— Dyable mocne tobacco[1].
— Królewskie — rzekł paź.
— Ale bo i król mocniejszy odemnie, hę?
Widocznie tytuniem upojony, już mruczał tylko stary; pociągnął jeszcze parę razy: fajka mu z rąk wysunęła się na ziemię, głowę na piersi spuścił i począł w lewo ją pochyliwszy, chrapać okrutnie. Przez półotwarte usta dobywał się dźwięk dziwny i niemiły.
Brühl popatrzał, uśmiechnął się, cicho na palcach podszedł ku drzwiom i wysunął w korytarz; tu chwilę postawszy, pobiegł do przedpokoju króla.
Młody, strojny, wielkiego tonu chłopak, w paziowskiém także ubraniu, z pańską minką, zatrzymał go wchodzącego.
Był to Antoni hr. Moszyński. Twarzyczka jego biała, włosy czarne, rysy nie piękne, ale wyraziste, oczy błyszczące ogniem wielkim, a nadewszystko postawa arystokratyczna i wymuszone nieco maniery, odznaczały go między innemi paziami do osoby króla przywiązanymi. Razem z Sułkowskim był długo przy królewiczu, czasowo teraz dostał się do Augusta II, który, jak mówiono, lubił jego zręczność, żywość i bystre pojęcie. Prorokowano mu naówczas świetną przyszłość.
— Brühl? — zapytał — gdzieś ty był?

  1. Przypis własny Wikiźródeł tobacco (hiszp.) — tytoń