Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ze sobą, wahać, obawiać i ważyć coś w duszy. Stanąwszy u drzwi nie potrącił klamki, aż westchnąwszy jakby pobożnie ku niebiosom.
Król w pośrodku gabinetu z papiérami w ręku czekał, usta miał zaciśnięte i brwi namarszczone.
— Pauli!
— Niepodobieństwo go ocucić.
— Bodaj go paraliż naruszył!
Depesze. Kto mi depesze... słyszysz.
— N. Panie — schylając się wpół z rękami złożonemi na piersiach, odezwał się Brühl — N. Panie, wielkie jest zuchwalstwo moje, niemal zbrodnicze. Raczy mi je łaskawość królewska przebaczyć: wiem że porywam się bezrozumnie, ale miłość moja i cześć dla W. K. Mości. Jedno słowo N. Panie skazówka... ja sprobuję ułożyć depeszę.
— Ty młokosie?
Brühl się zaczerwienił — N. Panie, ukarzesz mnie.
August popatrzał nań długo.
— Chodź — rzekł idąc ku oknu — oto list: przeczytaj go, daj odpowiedź odmówną; lecz niech za odmową czuć będzie, że nie jest stanowczą. Daj nadzieję odgadnąć a nie odsłoń jéj wyraźnie. Rozumiesz? — Brühl skłonił się i chciał z listem wybiédz.
Srebrny stół stał przed kanapką.
— Gdzie? dokąd? — zawołał król — tu — wskazał ręką: tu siadaj i pisz zaraz.
Paź jeszcze raz uchylił głowę i przysiadł na brzeżku jedwabną materią w kwiaty wybitéj kanapki, ruchem ręki odrzucił mankietki, pochylił się nad papierem i pióro poczęło biec po nim z szybkością, która króla zastanowiła.
August II jak na ciekawe widowisko spoglądał z uwagą na ładnego chłopca, który przybrał poważną minę kanclerską i tak redagował depeszę jakby bilet do kochanki.