Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 046.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

August go po ramieniu uderzył.
— Jesteś od dziśdnia moim sekretarzem do depeszy. Pauli, żeby mi się nie śmiał pokazywać na oczy. Niech go kaci porwią, niech się zapije i zdechnie.
Zadzwonił król: wszedł służbowy szambelan.
— Hrabio — rzekł, zwracając się do niego — niech Paulego zawiozą do domu; oznajmić mu proszę, gdy się wytrzeźwi, moje najwyższe nieukontentowanie. Nigdy mi się nie pokazywać na oczy!! Sekretarzem do depeszy, od dziśdnia Brühl. Uwolnić go od służby paziowskiéj, niech tylko mundur zatrzyma. Zobaczymy.
Szambelan z dala uśmiechnął się stojącemu skromnie na uboczu chłopcu.
— Wybawił mnie z ciężkiego kłopotu — mówił August. Znam Paulego, będzie do jutra leżał, jak kłoda, a depeszę trzeba wyprawić zaraz.
Poszedł król ją podpisać.
— Kopią spisać — dodał.
— Z pamięci ją do słowa napiszę — rzekł Brühl cicho.
— Otóż to mi sekretarz! — zawołał August. Proszę mu trzysta talarów kazać wyliczyć.
Zbliżającemu się dla podziękowania, król podał rękę do pocałowania: był to znak łaski niemały.
W chwilę potém nagotowany już kuryer, zabrawszy opieczętowany list, biegł, trąbiąc przez most, galopem. Brühl pokornie wysunął się do przedpokoju. Tu już przez Szambelana Friesena, rozpowiedziana historya depeszy i niespodzianéj łaski, jaka spotkała chłopaka, po którym niktby się był nie spodziewał tak nadzwyczajnéj zdolności, powszechną budziła zazdrość i ciekawość. Gdy Brühl się ukazał, wszystkich oczy biegły za nim. Nie było znać na tak zaszczyconym łaską królewską, najmniejszéj dumy, okrył nawet radość swą pokorą taką, jakby się wstydził tego, co dokonał.