Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 058.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! pewnie! i to bardzo prędko — zawołał Brühl śmiejąc się.
— Zobaczysz wówczas jakie będę robiła miny i jaka będę okrutna — dodała Frania.
To mówiąc zwróciła się do niego prawie plecami, chwyciła z krzesła leżący na nim wachlarzyk. Główkę pochyliła w tył, usta podniosła do góry i spojrzała na Brühla z niewysłowioną pogardą. W oczach ośmioletniéj dziewczynki odbijał się już niestety cały dwór, cały świat, całe zepsucie i lekkomyślność wieku!
Brühl stał zachwycony, a scena ta byłaby może trwała długo, gdyby szelest atłasowéj sukni nie dał się słyszéć i śmiech.
— Francesca! Brühl, córkę mi bałamucisz...
Osoba która to wymówiła, była słusznego wzrostu, majestatycznéj postawy, piękna jeszcze bardzo, a nadewszystko arystokratycznie i pańsko wyglądająca. Była to matka Frani, hrabina Kolowrath—Krakowska W. ochmistrzyni dworu królewiczowéj. Zobaczywszy matkę niezmieszana Frania odnowiła ceremonialne dygnięcie według p. Favier i dopiero przybiegła do jéj ręki. Brühl napół zgięty naprzód, odprostowawszy się, patrzał z zachwytem w czarne oczy hrabinéj.
Pierwsza, może nawet druga jéj młodość już była odbiegła, ale obie zostawiły po sobie rysy nie tknięte, jakby wyrzeźbione z białego alabastru, które pożyczany żywy krasił rumieniec. Białość tę płci podnosił kruczy włos, tego dnia bez pudru, ale ze staraniem związany. Postać zdawała się mimo pełnych form kształtu, zarazem i silną. Zmrużonemi nieco oczyma popatrzała na pazia.
— Franiu! — rzekła — idź do pani Braun, ja mam coś do mówienia z panem Henrykiem.
Figlarnie spojrzało dziewczę na matkę, pokiwało główką i znikło. W. ochmistrzyni poruszając żywo wachlarzem zaczęła chodzić po sali i pochyliwszy się ku Brühlowi rozmawiać z nim poufale.