dach słychać było żywe kroki: zbliżyły się one do drzwi i mężczyzna młody jeszcze, pięknéj twarzy, na któréj szyderstwo i ironia się wypiętnowały wyraźnie, ukazał się w progu. Zobaczył Brühla i powitawszy go dziwnie jakoś satyryczną excellencyą, odezwał się:
— N. królewicz przypadkiem uwiadomiony o przybyciu waszém, żąda abyście natychmiast przynieśli mu depeszę.
Brühl udawał zmieszanego.
— Nie jestem ubrany.
— Jak stoicie.
— Czy takie są rozkazy?
— Co do słowa.
Spojrzawszy jeszcze na swój strój Brühl ruszył się jakby zmuszony, nie mogąc utaić w twarzy się malującego pewnego zadowolenia.
W milczeniu szli oba na górę.
Otworzono drzwi, Brühl wszedł powoli ze smutkiem tak wyraźnym na licu i postawie, że królewicz, który jeszcze fajkę palił w fotelu, upuścił ją z rąk i powstał.
W téj chwili zamknęły się drzwi i Brühl padł na kolana.
— Przynoszę W. K. M. najsmutniejszą nowinę i pierwszy składam hołd u stóp nowego monarchy. Król, a pan nasz najmiłościwszy nie żyje...
Fryderyk stał przez chwilę jak osłupiały: zakrył sobie oczy.
Chwila milczenia była z obu stron: Brühl klęczał, Fryderyk dał mu rękę do pocałowania i wskazał aby się podniósł.
— Brühl, kiedy się to stało? jak się to stało?
— Dnia 1 lutego skonał król August Wielki na rękach moich, mnie powierzył ostatnią swą wolę, mnie oddał klejnoty koronne i papiery sekretne. Korony i precyoza i droższe nad nie akta przywożę sam i składam u nóg W. K. Mości.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 105.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.