Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Fryderyk podał mu rękę do pocałowania, Brühl schylił się, o mało nie pokląkł znowu i udał że płacze: chustką okrywszy oczy, zanosił się. Królewicz sięgnął także po chustkę i na prawdę po ojcu, którego kochał i czcił, rzewne łzy lać zaczął.
— Mów mi Brühl jak się to nieszczęście stało! — zawołał cicho.
Cichym głosem, przemagając wzruszenie począł opowiadać przybyły: przyczynę choroby, przebieg jéj cały, przytomność króla, stoicyzm i spokój z jakim umierał. Naostatek dobył z wielką pieczęcią list ostatni i złożył go na kolanach królewicza, który skwapliwie rozerwał kopertę. Był on pisany obcą ręką, podpis nawet widocznie cierpienie zmieniło, ale królewicz do ust go przyłożył.
Pismo zawierało pożegnanie, błogosławieństwo i polecenie synowi najwierniejszego, najlepszego ze sług, oddawcę ostatniéj woli. Królewicz spojrzał na Brühla i westchnął.
— Stanie się zadosyć żądaniu i radzie niezapomnianego rodzica! I ręce podniósł do góry.
List jeszcze na kolanach leżał roztwarty, Brühl stał w progu jeszcze, gdy wewnętrzne drzwi do komnat królewiczowéj prowadzące otwarły się i czarno ubrana Józefa, Sułkowski, ojciec Guarini procesyonalnie weszli.
Jakież było zdziwienie ich widząc królewicza we łzach, u drzwi Brühla w ubraniu podróżném, a na kolanach ów list ostatni rozpieczętowany.
Fryderyk łkając jeszcze rzucił się w objęcia żony, która płakała ale wedle prawideł hiszpańsko-austryackiéj etykiety, która i formę żalu i wyraz boleści przepisywała panującym i ich otoczeniu.
Sułkowski rzutem głowy dał poznać Brühlowi swe nieukontentowanie, zbliżył się doń i szepnął: mieliście czekać na nas.