bogini, do któréj jest podobną. Gdyby stary król nasz żył, obawiałabym się go była także, na nim nawet czyniła wrażenie.
Brühl, przemówiwszy jeszcze słów kilka, odszedł z grzeczném pożegnaniem. Gdy siadł do swojéj port-chaise, która nań czekała u ganku i znalazł się na chwilę sam, twarz mu się zmieniła i sposępniała.
Radbym wiedziéć jednak, kogo kocha! rzekł do siebie w duchu. Miała zawsze tylu adoratorów, a wszystkich tak hojnie obdzielała wejrzeniami i słówkami, iż istotnie trudno odgadnąć, któremu się udało serce jéj pochwycić.
A! do serca nie mogę miéć pretensyi... piękność Frani jest mi potrzebną. Któż wié! królewicz nie wytrwa wiernym swéj pani... a w takim razie...
Brühl nie dokończył, tylko uśmiechem.
Może mnie nie kochać, ale wspólne interesa uczynią nas dobremi przyjaciółmi.
O Moszyńskiéj więc wiedzą wszyscy; miłość i kaszel nie dają się utaić, a to miłość dawna i niegdyś nie była zmuszoną się ukrywać.
Pogrążony w dumaniach Brühl nie spostrzegł się, jak lektyka jego stanęła w sieniach domu.
Liczna służba czekała tu na niego: kamerdynerowie, lokaje, sekretarze, klienci. W chwili, gdy odsłonięto wyjście, Brühl już miał swą piękną twarz ułożoną wybornie do ludzi, rozlał po niéj uśmiechy i wdzięk, co serca zyskiwał.
Witał uprzejmie i biegł na wschody... Na górze czekał nań już Hennicke.
Wierny sługa ten od kilku dni téż wyglądał zdrowszy i weselszy. W fałdach jego twarzy śmiało się szyderstwo zimne. Globig, Stammer i Loss stali w kancelaryi, do któréj Brühl wszedł, jakby go siła jaka obca rzuciła. Wszyscy
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 167.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.