Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 191.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce po opisanych tu scenach, w godzinie obiadowéj, która naówczas była tak wcześną, że na zamku o drugiéj zwykle od stołu wstawano, Brühl niezmiernie zmęczony wpadł do swojego domu.
Na twarzy jego zwyczajnie tak rozpromienionéj, znać było rozdrażnienie wielkie. Spojrzał na zégar i nie dając sobie tak potrzebnego wypoczynku, pobiegł do znanéj nam garderoby. Czterech lokajów czekało tu na jego ekscelencyą, piątym był Hennicke z nadzwyczaj kwaśną twarzą, stojący w progu i zdający się domagać posłuchania.
Zobaczywszy go w zwierciadle Brühl, odwrócił się niecierpliwy.
— Czego chcesz? — zapytał.
— Rzecz niezmiernie pilna — ponurym głosem zawołał Hennicke.
— Ale i mnie téż niezmiernie jest pilno... — rzekł niecierpliwie Brühl.
— A mnie pilniéj jeszcze, niż waszéj ekscelencyi — mruknął zausznik.
Widząc że się go nie pozbędzie, minister pobiegł do progu... czekał na to, co mu miał powiedziéć Hennicke. Lecz radzca potrząsł głową i wskazał wyraźnie, że tu przy świadkach rozpocząć nie może. Minister szybkim krokiem napowrót przebiegł do gabinetu... Zamknięto drzwi.