Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Sułkowski odstąpił. Znał tyle już pana swego, iż wiedział, że walcząc z sobą odegra tu pewnie tę samą scenę, co z obrazem Tycyana i zakazaną Wenerą. Nie omyliła go rachuba. Król z nadzwyczajną ostrożnością i niby gdzieindziéj idąc oczyma, powiódł niemi tak, iż trafiły na twarz pięknéj panny Stein.
Jakby przerażone tém zjawiskiem, uciekły.
Po chwili głowa królewska nie śmiejąc już zwrócić się w tamtą stronę, posłała oczy tylko. August III patrzał głową na scenę, ale źrenice z pod powiek przymkniętych pochyliły się tam, gdzie ta nowa jaśniała gwiazda i szybciéj niż poszły, wróciły.
W tym pochodzie musiały zaczepić o panią Brühl, która zapewne jakimś przypadkiem, biały paluszek miała jakby z groźby przytknięty do marmurowego noska.
Król w tymże momencie uderzył w dłonie śpiewaczce, jak gdyby jéj tylko słuchał i na nią spoglądał, a za znakiem pańskim idąc, sala biła brawo! Ktoby był bocznie śledził grę oczów, dostrzegłby, jak Faustyny brwi się marszczyły na króla, jak nań spoziérała niecierpliwie Brühlowa, jak Moszyńska szpiegowała wejrzenia męża, ministra i uśmiechała się złośliwie. Krzyżowały się tam i inne w różnych kierunkach wzroki mniéj wydatnych, skrytych po kątach osobistości nieznanych, którym odpowiadały błyski oczów przelotne z lóż pańskich.
Nareszcie ostatni chór brzmiał już potęgą wszystkich głosów... i rozléwał się w powietrzu jak fala tęczowa... wszyscy się poruszali; opera się kończyła. W lożach podnosiły się panie i piękna Stein, bohatérka tego wieczora podniosła się, jakby chciała pokazać śliczną swą postać. Królewskie oko już się w tę stronę skierować nie śmiało.
Król znikł z ostatniemi dźwiękami muzyki.