Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 087.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przypisywano czułe stosunki z piękną Albuzzi, był młodym i nie mógł być obojętnym na te wdzięki, które się zdawały z niego i jego namiętnych wejrzeń urągać...
Gdy weszli do gabinetu, pani Brühl odebrała mu swą rękę i poszła do zwierciadła, zrzucać przed niém rękawiczki i błyskotki. Wśród tego zajęcia, jakby się spodziewała że mąż ją pożegna i odejdzie, odwróciła się zdziwiona ku stojącemu uporczywie między progiem a stolikiem.
Wzrok ten wyraźnie mówił: pan tu jeszcze? Na twarzy Brühla błądził uśmieszek niezrozumiały, niby odpowiedź: tak pani, czekam.
— Czy mamy co z sobą do pomówienia? — zapytała obojętnie.
— Pani mi może pozwoli usiąść, spocząć i choćby na jéj piękność popatrzéć z uwielbieniem.
Odwróciła się Frania i rozśmiała, ruszając białemi ramionami; ale natychmiast wróciła oczyma do zwierciadła, nie bez pewnego zalotnego ruchu, który nie uszedł oczu Brühla.
— Przyznasz pani, że moje położenie bardzo szczególne?
— Moje także, to prawda; lecz ani pan, ani ja dziwić się mu nie powinniśmy.
— Paniś mi uczyniła nadzieję, że kiedyś... możesz miéć choć fantazyę dla męża.
— A! może! nie przypominam sobie — odpowiedziała obojętnie — to pewna, że jéj nie mam wcale. Jedź pan sobie na karty do Moszyńskiéj, lub na zabawę do Albuzzi, ale mnie daj pokój. Nudzisz mnie.
— Ja tylko proszę o chwilkę rozmowy.
— Mówmy, ale o czém inném.
— Więc może o królu? — rzekł Brühl.
— Nie wiem czy mi wolno — śmiejąc się odparła Frania.