Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I rękę położył na piersi.
— Tak być powinno — szepnął August — i zniżywszy głos jeszcze cichuteńko do ucha mu rzekł: Myślisz że on co wié? posądza? hę? hę?
— Z pewnością nie wié nic i wiedziéć nie może, ale ciągle będąc tu, nieustannie szpiegując, mógłby... któż to przewidzieć potrafi.
Król się zatrwożony wyprostował.
— Kiedy tak, to go trzeba oddalić: tak, tak! lepiéj będzie. Ty mi go zastąpisz.
Brühl znowu do ręki pańskiéj pospieszył. Na czole Augusta widać jednak było troskę, wzdychał ciężko, kosztowało go rozstanie z przyjacielem młodości: łzę miał w oku.
— Brühl, to postanowione, tak królowa chce. Guarini radzi, ty nie masz nic przeciw; ale jak? jak? jak: mów... ale mów...
Minister spuścił oczy w dół, palec położył na ustach, przybrał postawę zadumanego i zafrasowanego. Król śledził każdy ruch jego i minę, czekał, aż zawyrokuje. Nagle podniósł głowę.
— N. Panie — odezwał się cicho — powodów do niełaski starczy: dosyć przypomniéć mu że sobie mógł pozwolić względem króla a pana zbytniéj poufałości. Nigdy nie będę W. Kr. Mości radził surowości zbytecznéj, dosyć go oddalić od Jego oblicza, aby był najsrożéj ukaranym. Wygnanie od dworu będzie dlań najcięższym wyrokiem.
— Tak jest — przebąknął król — nawet mu małą pensyę zostawię.
Spojrzał na Brühla, ten potwierdzał co król mówił i kłaniał się.
— Więc wygnanie — dodał August — a jak to zrobić? zostawiam tobie, ułóżcie, żebym ja nie miał z nim przykrości, żadnego gadania długiego; nic, nic! Niech sobie jedzie...