Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Karnawał w tym roku obiecywał się świetnym. W Saxonii wszystko szło jak najpomyślniéj, szlachtę która skowyczéć śmiała, wysyłano na rekolekcye do Plejssenburga; w Polsce zapewniały spokój, sejm pacyfikacyjny i śmierć ostatniego z Sobieskich. Faustyna śpiewała zawsze cudnie, a na grubym zwierzu lasach Hubertzburgskich nie zbywało. Ostatni jarmark lipski, na którym się król bawił, przedziwnie obfitował w konie i psy myśliwskie. Dzień po dniu w cudownie najprzód obmyślanym szły porządku.
W tak błogimto spokoju zwiastowany powrót Sułkowskiego, napełnił trwogą, przyspieszył szturm królowéj i wywołał wyrok na niego. Spodziewano się, że ulubieniec pański nawet do osoby króla przypuszczonym już nie zostanie.
Hennicke i jego pomocnicy pilnować kazali po wszystkich drogach i gościńcach; straże stały w bramach, poprzebierani ludzie zdala otaczali pałacyk Sułkowskich, aby jak tylko przybędzie, środki stanowcze przedsięwzięte zostały.
Ekwipaże generała-ministra i wielkiego ochmistrza dworu już były nadeszły wcześnie. Żona miała ku Pradze wyjeżdżać przeciwko niemu. Tego właśnie się lękano i bardzo zręcznie pani Kolowrathowa oznajmiła jéj o woli królowéj, ażeby w gotowości była przybyć do zamku, gdy jéj znać dadzą i raczyła się nie oddalać z Drezna. Hrabina rada nie rada, posłuszną być musiała.