Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Najmniejszego nie dawaj znaku po sobie; chodźmy jeść: siadam z tobą na konia. Dwór zostanie tu, za kilka godzin będziemy niepoznani w Dreznie. Ciekawym kto mi się odważy jutro drzwi królewskich zabronić! Zobaczymy...
Wszak do miasta się dostaniemy niepoznani?
— Musimy — odparł krótko Ludovici.
— Trzeba jeść, aby ludzie się z głodu czego nie domyślali. Chodź!
To mówiąc wprowadził radzcę do piérwszéj izby, gdzie stół był już zastawiony. W milczeniu lub rozmawiając o rzeczach obojętnych, zaczęli się posilać, ale Sułkowski mało się czego dotknął. Pił wino i łamał chleb, którym stół przed sobą zarzucał. Radzca zmęczony jadł za wszystkich.
Sułkowski się odezwał do młodego adjutanta:
— Hrabio Alfonsie, i wy i konie pomęczone: nocujcie w Pirnie. Ja chcę żonie uczynić niespodziankę, siadam na konia i razem z radzcą przetrzęsę się trochę do Drezna.
Adjutant zdał się niezmiernie zdziwiony. Sułkowski zwyczajnie podróżował wygodnie i z pewną okazałością; takie incognito w brzydką porę, po drogach śniegami zawianych, pod wieczór, wydało mu się dziwaczném. Z wejrzenia jego wyczytawszy zdumienie, Sułkowski dodał z przymuszonym uśmiechem:
— Nie ma w tém nic tak nadzwyczajnego, czasem i fantazyi młodzieńczéj w starszym wieku trzeba dogodzić.
To mówiąc wziął na stronę owego hr. Alfonsa i cicho dał mu polecenie.
Adjutant wyszedł natychmiast.
Sułkowski stał milczący i zamyślony.
Wkrótce dwa świeże konie osiodłane stały u wrót gospody; radzono ministrowi aby choć sługę lub mastalerza wziął z sobą, lecz stanowczo odmówił. Podróż ta dla adwokata,