Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 145.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt nie widział was?
— Wprost tu przybywam z podróży — rzekł hrabia. — W Pirna dowiedziałem się o tym spisku, którego potwierdzenie z ust waszych słyszę, domyślam się. Więc to prawda? więc śmiano?...
Vogler poruszył ramionami.
— Tak jest, czekają na was z tą niespodzianką dobrzy przyjaciele — rzekł zwolna — do króla was nie dopuszczą.
— Właśnie na tém mi zależy, abym ja im niespodziankę uczynił i do króla wszedł mimo ich wszystkich — zawołał Sułkowski. — Mylą się ci panowie; król na niewidziane może podpisać wyrok, ale jeśli ja go zobaczę, jeśli ja z nim godzinę pomówię tylko, odzyskam dawną władzę: a naówczas... Naówczas — zawołał Sułkowski, wstając i podnosząc pięść ściśnięta do góry — nie ja pójdę precz, ale ci co się na mnie targnąć śmieli.
Zamilkł.
Vogler załamane ręce podniósł do góry.
— Idzie o to, ażebym miał gdzie przenocować i przeczekać do jutra, aby o przybyciu mojém nie wiedział nikt. Na dworze nikomu z pewnością nie wydano rozkazów żeby mnie nie dopuszczono, z prawa i z urzędu mam o każdéj godzinie przystęp do N. Pana: nikt mi go wzbronić nie może. O godzinie jedenastéj król sam: Brühla niema.
Jezuita słuchał z uwagą, nie okazując jak sądził plan hrabiego.
— Nie macie nic do stracenia, próbować należy; potrzeba: musicie.
— Odważycie się mi dać nocleg u siebie? — zapytał Sułkowski z uśmiechem zwątpienia.
Nie namyślając się O. Vogler odpowiedział:
— Proszę: nie będzie wam wygodnie; ale moje mieszkanie na usługi wasze. Jesteście tu bezpieczni, bo do mnie albo