Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miały, swawola straszna. Niebardzo się chciało Jurdze żonę tu wprowadzać, Andruszka téż nie rad się był od brata odłączyć.
I szło daléj postaremu. Łowy sprawiano ogromne, uczty książęce, ubogich obdarzano bez miary, nie czyniąc w nich wyboru, z sąsiadami naprzemiany to się wichrzono, to godzono i zapijano...
Przyszło do tego wreszcie, że na owo życie szalone poczęło braknąć, ze skarbca powynoszono i rozdrapano co było, posiadłości dużo rozdano i rozprzedano. Bieda była za pasem, a upamiętanie przyjść nie chciało. Obaj nasi rycerze rachowali pono na nową jakąś wojnę i łupy, któreby ich zasiliły i majętności pozakładane wykupić dopomogły.
Wszystkiego pono złego przyczyną był szwab, przybłęda, co się tam na dwór wcisnąwszy, nowe wprowadzał zwyczaje, jakie, według niego, na zachodzie Europy rycerstwo i panów odznaczać miały.
Sam on korzystał z braci, drugim ich łupić dozwalał, pochlebiał, płaszczył się, a na wsze ich bezprawia wyciągał. Szwabowi imię było Gwidon. Niegdy za Ottonów dużo się pono po świecie włóczył, plótł o swych bojach z Saracenami we Włoszech, o podróży do Byzancyum i o różnych niestworzonych przygodach na cesarskim dworze. A że Jaksom wmawiał, iż równych im dzielnością