Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rycerzy na całym nie spotkał świecie, dobrze mu się działo.
A no z nimi było źle. Choć niby sługa pokorny, on z greczynką Antonią trzęśli dworem i panami swoimi, wiodąc ich do zguby. Ani się opatrzyli Jaksowie, jak ona nadeszła.
W skarbcu nie było już nic, jeno półki próżne i skrzynie otwarte. Ludzie dawać nie chcieli, z ubogich osadników drzéć nie było łatwo.
Śpiewano jeszcze i spijano we dworze, ale i pieśni nie były tak głośne jak niegdyś, i napojem się trzeba było obchodzić domowym. Stare miody wyschły do kropli, nowych nie stało z czego sycić, a i piwo warzono coraz gorsze. W starym dworcu znikły wspaniałości dawne, rozchwytali je potrosze mniemani przyjaciele, a teraz ich już widać nie było.
Żył jeszcze stryj Janko; choć nieco opodal mieszkał, słyszał co się u bratanków działo; raz czy dwa strofował mocno i groził, potém synom u stryjecznych bywać zakazał, potém już jakby się cale nie znali, zerwało się wszystko.
Człek to był stary, ociężały, więcéj nad to począć nie mógł, a do króla skarżyć się nie chciał. Serce mu się ściskało, że ojcowizna szła tak marnie, że ziemię nawet rozszarpywano, krwi mu swéj żal było, a sił do powstrzymania nie miał.
Gdy wreszcie ciężkie bardzo nadeszły czasy, pomyśleli o tém Jaksowie, by u stryja pomocy