Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ostatnie przypuszczenie było najprawdopodobniejszém. Zwierza się głodnego włóczyło dużo.
Dopóki rozgorączkowanie trwało, póki szacowano łupy, rozmawiano o potyczce i wzajem sobie pomagano uniewinniać się — bracia zdawali się jakby z powrotem po wojennéj wyprawie — weseli i raźni. Poszli spać dobrze podochociwszy.
Nazajutrz dopiero, przyszły jakieś obawy... Andruszka pierwszy padł na tę myśl, wnosząc z rzeczy wiezionych, czy kupiec nie był na dwór króla powołany do Poznania, i czy go tam nie oczekiwano.
Jeżeli go tam król albo królowa wyglądała? jeżeli się go spodziewano? nuż miał pozwolenie i porękę pańską? Co naówczas?
Kawał zapisanéj skórki z pieczęcią znalazł się u kupca za nadrą, ale w domu nikt czytać nie umiał, i kartę zaraz szwab do ognia rzucił, aby śladu nie było.
Jurga posępnie milczał. I on téż przebudziwszy się zrana, począł jakoś na sprawę zapatrywać się inaczéj. Łup zdobyty wydawał mu się już nie bardzo prawnie przywłaszczonym. Przez zęby cicho klął szwaba i jego namowy.
Oba Jaksowie chodzili niespokojni.
Ludziom co się na wyprawie znajdowali z niemi, nakazano najsurowiéj milczenie. Jeden z nich potajemnie zaraz wysłany został opatrzeć co się z trupem działo. Kazano mu, jeżeliby ciało je-