Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 040.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stawało, bo on już dawno pocztu prowadzić nie mógł.
Swojego czasu zawołany dowódzca, bił się, gdzie tylko zabrzęczały miecze — bywał nie jeden raz na Czechach i w Pradze, chodził na lutyków i pomorców, na prusaków, na ruś, na węgrów i niemców.
Kilka razy pokłuty i porąbany, na pobojowisku został za umarłego — bywał w niewoli u słowian, znał i niemiecką.
Zawsze mu jakoś szczęście służyło iż, przycierpiawszy, wyrwał się na swobodę i życie. Teraz rany się stare otwierały, o kiju chodzić musiał, włosy i brodę zapuścił długie, a całą pociechą jego było, choć chrześcianinem został, starych słuchać pieśni. Te mu niewiasty i dziadowie wędrowni, których ugaszczał i bronił — musieli niemal po całych dniach i wieczorach nucić.
Ustawało to tylko, gdy duchowny jaki do dworu przybywał. Na starego Jurka nieraz donoszono kapłanom, że w nim ta miłość dawnéj pogańszczyzny została, a że naówczas tępienie wszelkich pamiątek, do których coś ze staréj wiary przylgnąć mogło — było kapłanów obowiązkiem — zjeżdżali oni często do Niemierzyszcz, aby Jaksę w wierze umacniać... a precz odganiać zwyczaje, które zachował po kryjomu, tak jak nieboszczyk brat jego, ojciec dwu braci.