Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

aby on u miłości pańskiéj o przebaczenie błagał dla synowców... Syn z ojca zwłokami stoi przede drzwiami... ludzi gromady się kupią...
Na twarzy króla, który słuchając brwi strasznie ściągnął, odmalował się gniew okrutny; oczy poczęły ciskać pioruny, rękę ścisnął i uderzył nią w poręcz siedzenia, lecz słowa zrazu nie rzekł, poglądając na opata.
Opat Aron stał niemy, nie okazując po sobie ani co czuł, ni co myślał.
Sieciech z głową spuszczoną na odpowiedź czekał.
— Syna mi tu prowadź! — zawołał Bolesław nie wstając.
Sieciech pokłonił się na znak posłuszeństwa i natychmiast odszedł.
Król i opat patrzali na siebie. Bolesław zdawał się wyzywać zdania duchownego, ksiądz czekał na to, co król powie. Trwało długo milczenie, w ognisku tylko płomię syczało i iskry z niego pryskały.
Tymczasem kroki idących słyszeć się dały. Blady Miklasz Jaksa stał w progu chwilę, a potém się na kolana rzucił przed królem.
— Miłościwy panie!.. — począł.
— Wiem wszystko — przerwał, rękę ciągle ściśniętą podnosząc, król — wiem wszystko... Stary Janko z grobu przychodzi prosić za krwią swoją... ale ja... przysiągłem, że nie przebaczę. Każę po-