Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przysunął go do barłogu i ręką czarną wskazał.
Andruszka nań popatrzał.
— A co nam po tém — zamruczał — wszak dziś?..
Ryba zmierzył go oczyma i dwa szeregi zębów ogromnych błysnęły z za warg wypukłych, ramionami ruszył, głową strząsnął, nie odpowiedział nic, odwrócił się tyłem i powlókł do drzwi, które, zatrzasnąwszy już, miał drągiem zawalić, gdy szept u wnijścia jakiś dał się słyszeć, mruczenie, niby krótka jakaś sprzeczka. Drąg opadł znowu, światło wróciło i opat tyniecki w czarnym długim płaszczu, wszedł wolnym do więzienia krokiem. Ryba podniósłszy łuczywo do góry, przyświecał w progu, z miejsca się nie poruszając.
Oba bracia na widok duchownego powstali. Znali go dawniéj na dworze króla, bo któż nie znał opata Arona, który u Bolesława był, jak on sam mawiał, pierwszém okiem w głowie.
Wchodząc odezwał się opat, że im pociechę chrześciańską przynosi, i spytał, ażaliby co rodzinie do przekazania nie mieli, lub prośby jakiéj przedśmiertnéj, któréj by zadość mógł uczynić. — Mówiąc to, znacząco spoglądał dziwnie na stróża.
Niezrozumiałe to były zaprawdę odwiedziny, gdyż Jaksowie już przez kapelana królewskiego na śmierć przygotowani i wyspowiadani byli, a jemu téż wszystkie swe zlecenia przekazali.