Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

marząc o podziale z nim świata na dwoje, upłynęły nie lat dziesiątki dla Polan, ale jakby całe wieki...
Jedna myśl od pierwszéj chwili do ostatniéj zajmowała Bolesława, stworzenie państwa Słowian tak potężnego, ażeby murem mogło stanąć przeciwko niemieckiéj nawale, cisnącéj się ku wschodowi i wypierającéj słowian coraz głębiéj ze środka Europy, z siedzib starych i drogich.
Cel ten stał mu na myśli ciągle. Do téj budowy leżał budulec na okół, bezpański prawie, rozrzucony w nieładzie, rozbity, gotowy do użycia temu kto chciał i mógł nim zawładnąć. Małe krainki nie trzymające się z sobą, stały otworem silnéj dłoni, co je zagarnąć zapragnęła. Bolesław zabierał je jak swoje, do tego państwa, którego marzenie wielkie ojciec mu przekazał. Odepchnięty na chwilę, król wracał nazad, umiał czekać lata. Wiązał się ślubami, przymierzem, przyciągał łaską i postrachem, usuwał przeszkody mieczem i siłą, a szedł daléj coraz i daléj.
Myśl tę Bolesław wziął w spadku po Mieszku, rodzicu swym — w którym ona cichszą, bojaźliwszą się wykluła — jasną i głośną stać się miała w synu dopiero. Od zachodu światła pożyczyć, stanąć z nim na równi wszystkiem, co dawało siłę, obronić się zarazem najazdowi jego i zaborom, tego chciał i dopiął Bolesław. Imię jego groźném już było, straszném i znienawidzo-