Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 090.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ném u niemców. Zwano go wężem zdradliwym, lwem ryczącym, miotano nań obelgi, które stały za największą chwałę. Bolesław panował w Łużycach odzyskanych, a Pomorza, Prusaków, Wendów do ujścia Łaby nie spuszczał z oczów.
Posłańcy jego i sługi skryte były wszędzie, na cesarskim dworze, we wszystkich stolicach, u plemion najdalszych, wiedział, gdzie się co ruszyło, drgnęło, zabolało, gdzie na ratunek mógł spieszyć i ze słabości korzystać.
Włos mu się posrebrzył w tych myślach i trudzie, państwo stało już jak budowla, któréj słupy ręka cieśli wbiła w ziemię, ano dachu i ścian brakło jeszcze, nie było wałów i ogrodzenia, co by ten gmach bezpiecznym czyniły.
Młody Mieszko, syn królewski, chodził po granicach, wprawiając się do ich obrony; dłoń miał po ojcowsku rycerską i silną, ale czy myśl z nią na równi potężnie urosła, sam ojciec pewien nie był.
Dla tego w chwilach ciszy i rozmyślań samotnych, zawsze mu prawie czoło zachodziło chmurami i wielki król patrzał na dziedzica swego jakby z przeczuciem smutném.
Aby to państwo, stworzone przezeń utrzymać, pieczy trzeba było nieustannéj, zachodów i tego oka, co z góry patrząc, widziało na raz co się działo, co się dziać miało od brzegów Dunaju, do wybrzeżów Bałtyku. Na ten łup wojen kilkudziesięcioletnich, zewsząd czyhali nieprzyjaciele.