Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 107.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miecz z rękojeścią z kości, pochwą złoconą, miecz, który go nie opuszczał nigdy. Był to Szczerbiec.
Laskę trzymał w ręku.
Szedł zwolna, poglądając w prawo i lewo po twarzach, niekiedy głową skinął nie zatrzymując się, i oczyma dał znak jakiś.
Pacholę strojne niosło za królem miecz jego wielki; daléj szło sześciu komorników i cały dwór służebny.
Bystrém okiem obejrzał król wszystkich — zdało się, że żadna twarz, w zakątku nawet stojąca, nie uszła jego wejrzenia, a nie potrzeba mu było stawić i mianować nieznajomych, bo wiedząc o nich, zgadywał kogo miał przed sobą. Nizkiemi pokłonami, rękami zwieszonemi do ziemi, witali przytomni nadchodzącego pana.
Doszedł tak wolnym krokiem aż do drzwi wielkiéj izby stołów czterdziestu, gdzie stał Pobóg. Rękę zwolna położył starcowi na ramieniu, i lice spojrzawszy nań, rozchmurzyło mu się nieco.
Był to bliski Jaksów pokrewny, rodził się z niewiasty ich imienia i plemienia.
— Pobóg — rzekł król — czeka na cię opróżnione dwunaste siedzenie po Lisie — tobie je przeznaczam, tyś jeden godny.
Oczy otaczających króla biegać zaczęły po sobie, nie spodziewano się znać tego. Stary nieporuszony, nie dziękując stał posępny.