Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary Pobóg, do którego się to stosowało, jakby umyślnie poruszał się zwolna i nie śpiesząc wcale.
Przechodząc pozdrowił króla w milczeniu, i pominąwszy go, wśród rozstępujących mu się szybko dworzan i rycerzy, nie patrząc na nikogo, ku drzwiom powlókł się prosto, nieokazując wcale trwogi ani pomięszania.
Wśród milczenia w izbie panującego, każdy krok jego słychać było — król tymczasem, którego uśmiech przymuszony wnet z ust zniknął, prosto się ku węgrom obrócił.
Miejsce to opuściwszy, gdzie go stary wojak obraził mową zuchwałą, zdawał się razem zapominać o tém, co zaszło przed chwilą — wypogodził twarz, stał się znowu sobą, takim, jakim bywał dni powszednich w gronie oddanych mu powierników.
Wedle obyczaju zachodniego, na dworze królewskim, niewiasty téż do stołu zasiadały. Wiodła je zwykle z sobą królowa, a Bolesław rad był, aby mu one, jak kwiaty, stół ubierały.
Właśnie król z węgrami rozmawiać poczynał, gdy we drzwiach głównych cały szereg niewiast się ukazał.
Przodem szła królowa Emnilda, tak skromnie ubrana jak wczoraj, w sukni ciemnéj, w czepcu białym, na którym lekki łańcuszek złoty był opleciony. Nieco klejnotów nakazywała jéj włożyć dostojność — były one niejako zewnętrzną ozna-