Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 136.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czegóżbyście nie mieli pozostać z nami, jeżeli gorliwość was tu przywiodła? Pole szerokie...
— Dlatego, ojcze najprzewielebniejszy — odezwał się mnich — iż uczyniłem ślub powrotu i przełożony nasz rachuje na mnie. Pokłonię się w Gnieznie u grobu św. męczennika i powracać muszę...
Opat ciągle się z wielką ciekawością wpatrywał w mówiącego. Głos, postawa, rysy twarzy, widocznie w nim jakieś myśli obudzały, które się w oczach i na czole malowały.
— Jeżeli pozostać nie zechcecie — odezwał się po przestanku — przynajmniéj gościem bądźcie u króla, który was szczodrze obdarzy, u królowéj, pobożnéj pani, która świadczy wiele duchowieństwu i kościołom.
— Przebaczcie — rzekł mnich żywo — ja wedle ślubu mego dziś daléj w drogę iść muszę... Ślubu łamać się nie godzi... — I w rękę pocałował opata, kłaniając mu się nizko.
— Pójdę nieszporne pacierze odmówić do kościoła... a potém... w drogę.
Skłonił się i nie czekając już, w obawie aby go nie zatrzymywano, poszedł po swój kij, płaszcz i czapkę, chwycił je prędko i za drzwi się wysunął. Pośpiech ten był uderzający. Opat i ks. Petrek poprowadzili za nim oczyma.
— Zaprawdę! — odezwał się po wyjściu jego opat Aron — zaprawdę, coś jest dziwnego w tym