Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 137.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mnichu... A wy, księże Pietrze, nie uważaliście tego?
— Ja?.. — z pokorą wielką i zdumieniem ozwał się ks. protonotaryusz. — Ja? Oprócz wielkiej świątobliwości nic mnie w nim nie uderzyło.
— Osobliwsze w nim podobieństwo, nietylko twarzy, ale głosu i ruchów do naszego króla Bolesława! Gdy przemówił, uląkłem się... zdało mi się jakby snem dziwnym to widzenie, uszom moim wierzyć nie chciałem. Rodzeni bracia podobniejsi być nie mogą!
Ks. Petrek ramionami ruszył.
— Nie śmiem przeczyć — rzekł — ale ja tego wcale nie postrzegłem, choć dosyć z nim mówiłem długo...
— Dziwne! dziwne!.. — powtórzył opat. — Zkądże... i jak dawno się on tu zjawił?
— Przed godziną może — rzekł zimno protonotaryusz. — Prosił mnie, aby się mógł nieco w izbie ogrzać i odpocząć.
— Trzeba go było nakarmić i dać znać o nim do dworu... Król nierad będzie, gdy się dowie, że zakonnik minął dwór jego nieobdarzony.
— Chciałem to uczynić, ale mi wzbronił — odparł ks. Petrek z wielką ciągle pokorą i przesadnemi pokłonami... Wypytywałem go pilno o cel podróży, zdaje się, że innego nie ma nad pobożną modlitwę u grobu świętego apostoła naszego.