Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czornéj modlitwie... Proszę was, zawezwijcie go do dworu, lub, jeśliby się wahał, zaproście do siebie... Bliżéj zbadać go potrzeba... Jeden z synów Ody wdział, jak wiemy, suknię zakonną... Coś mi to apostolstwo mnicha samotnego dziwnie wygląda... Idźcie! idźcie!..
Posłuszny ksiądz Petrek zakrzątnął się natychmiast spełniając rozkaz przełożonego swojego. Ks. Aron wyszedł krokiem powolnym.
Gdy się za nim drzwi zamknęły, z rękami złożonemi stał długo ks. Petrek.
— Nie jestże to cud siły jakiéjś nieczystéj, że ten człowiek wszystko na wskroś przenika!.. Odgadł go! odgadł!..
Powtarzając ten wyraz pospieszył zaraz protonotaryusz kierując się ku tumowi, który cały dzień do późnéj nocy stał otworem.
Kościół był pusty, jedna lampa gorejąca wiecznie płonęła przed ołtarzem. W pośrodku, na czterech grubych słupkach kamiennych oparty, stał nieforemnie wyciosany grobowiec, nakształt skrzyni ogromnéj, zawierający zwłoki króla Mieszka. Tu także dwie lampki paliły się rzucając mdłe światełko. Przy tumbie téj znalazł wchodzący ks. Petrek klęczącego, z głową o kamień opartą, mnicha. Gdy na szelest kroków jego podniósł się nieznajomy, blada twarz jego okryta była łzami, ręce mu drżały.