Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 140.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szybko żegnając się wstał od grobowca, ujrzawszy księdza, i uspokojony podszedł ku niemu.
— Na Boga litościwego! — zawołał doń ks. Petrek — uchodźcie co najprędzéj... ks. opat podejrzenie ma, a raczéj... chytry wzrok bazyliszka poznał was... znalazł w rysach waszych i głosie podobieństwo do króla... powiedział mi: To jeden z synów Ody... Kazano mi was ściągnąć do zamku albo do mnie... dla badania... Uchodźcie niezwłocznie... spieszcie... Ja powiem, żem was nie znalazł, nie widział... Na podzamczu znajdziecie schronienie...
I do ucha mu się nachylając szeptać coś zaczął. Mnich ręką skinął obojętnie.
— A! mam ja tu wiernych naszych sług dosyć — rzekł uśmiechając się — bądźcie spokojni o mnie... Bywajcie zdrowi... Bóg z wami.
Ks. Petrek stał jeszcze we drzwiach tumu, gdy mnich szybkim krokiem wyszedłszy z kościoła, z widoczną miejsca świadomością, ciasnemi przejściami, udał się w głąb zamku i z oczów mu zniknął.
Odetchnął protonotaryusz lżéj i powolnym krokiem do swojéj celi powrócił.
Niedługo potém pacholę przyszło od ks. opata z wezwaniem ks. Petrka do niego.
— Cóżeście uczynili? gdzie mnich? — zapytał Aron.
Ruchem rąk rozpaczliwym odpowiedział posłany.