Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

umiał sobie jednać ludzi rozmaitemi przysługami, dobrém słowem, datkami — i dla niego chętnie się wszystkie usta otwierały.
Znano téż jego stosunek z opatem Aronem, u Bolesława wszechwładnym, przyczyniało się to do nadania mu powagi.
Nie było więc dziwném ukazanie się ks. Petrka w żadnym zakątku zamkowym — prawo wnijścia swobodnego, które suknia sama dawała, służyło mu wszędzie. Domyślano się tam często rozkazów z góry, gdzie ich wcale nie było. Ksiądz śmiało korzystał z przywilejów swego stanu i położenia — pewien, że mu tego nikt za złe nie weźmie.
Nie zadziwiło téż nikogo, gdy ks. Pisarz — jak go pospolicie na dworze nazywano, tegoż dnia wieczorem, błądząc po podwórzach, znalazł się u wnijścia do ciemnic.
W szyi otwartéj siedział w kożuchu stróż więzienny, a na przeciw niego oprawca... Pierwszy z nich jadł coś z garnka, który starannie kulił między kolanami, drugi mu się przypatrywał. Byli z sobą w dobréj zdawna przyjaźni.
Zobaczywszy księdza przed sobą, oba natychmiast powstali, Ryba na bok usunął garnuszek, przyszli przyklękując pocałować go w rękę i odebrać błogosławieństwo.
Ksiądz się zwrócił do kata.