Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 149.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomiędzy dziewczętami były jeszcze mnogie na pół poganki, które ledwie znak krzyża kłaść się na sobie nauczyły. Ks. Petrek z polecenia królowéj, raz lub dwa w ciągu dnia przychodził tu nauczać religii i odmawiać razem z niemi modlitwy. Były one bardzo proste. Ojcze nasz, Wierzę, Pozdrowienie anielskie, dziesięcioro, krótkie modlitewki tłumaczone z łacińskich.
Gdy się modlitwy skończyły, dziewczęta z ziemi powstawały, ksiądz do kilku przemówi łz[1] powagą, a na ostatku zwróciwszy się do czarnowłoséj zagadnął ją w obcym języku.
Dziewczyna spojrzała nań śmieléj niż inne, patrzała mu w oczy długo i odpowiedziała nie trwożąc się z żywością wielką.
— Żałujeszże ty niezbożnego życia twojego — odezwał się ksiądz do niéj. — Powinnaś łzami pana Boga przebłagać, aby ci przebaczył.
Z twojéj to naprawy, z twojego złego życia, przyszła kara na tych, co byli jego spólnikami. Przez cię zginął Gwido, przez cię straceni zostali Jaksowie.
Dziewczyna słuchając, nagle się zalała łzami. Była to niewolnica greczynka Antonia. Ukryła twarz w dłonie i puściła wodze żalowi swemu, a towarzyszki zdawały się na nią patrzeć z wielkiém współczuciem.
— Cóżem ja winna? com winna? mój ojcze dobry — zaszlochała — ja niewolnicą byłam, nie

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być przemówił z.